Teatr i szkoła


Jan Dorman
Rola teatru dziecięcego w wychowaniu
(maszynopis datowany na 13.07.1945, zdeponowany w Archiwum Jana Dormana)

Okupant zniszczył biblioteki, zniszczył muzea, przebudował budynki szkolne na więzienia, zniszczył pracę wychowawczą. Obecnie zadaniem naszym jest odbudowa wszystkiego co zostało przez wroga zniszczone. Najtrudniej i najwięcej pracy będziemy musieli włożyć w wychowanie. Trud wychowania podejmuje przede wszystkich szkoła. Powinien wychowywać dom. Tą samą rolę musi odegrać teatr. Te czynniki wychowawcze, których nie zdoła zrealizować szkoła, teatr musi mieć w programie swojej pracy. Ponieważ interesuje mnie specjalnie teatr dziecięcy, jemu chcę poświęcić swoje uwagi.
Już przed rokiem 1939 - dużo mówiło i pisało się o teatrze dziecięcym. Właściwy teatr dziecięcy dla dzieci organizowały szkoły. Szkoła przez inscenizacje nadawała charakter teatru dziecięcego. Dzieci grają. Grają na ulicy, w domu, w szkole. Wszystkie zabawy w konie, w pociągi, w chowanego - to nic innego jak gra. Bo dziecko nie może zamknąć w sobie wszystkich przeżyć, chce je wyzwolić i czyni to w zabawie, która przybiera różną formę. Wystarcza tą zabawę - inscenizację, która jest niczym innym jak plastycznym odtworzeniem przeżytego zdarzenia, przenieść na scenę, a otrzymamy widowisko. Ta potrzeba ekspresji, tego wyładowania się istnieje u wszystkich dzieci, w większym lub mniejszym nasileniu. Dlatego szkoła, nauczyciel, do inscenizacji wiersza, do „odegrania roli" bierze wszystkie dzieci. Nie potrzebni mu są artyści. Dzieci same rozdają sobie role, same reżyserują. A grają wszystkie. Nawet nieśmiały chłopczyk z ostatniej ławki, małomówny Wiesio, sepleniący Józio, również grają. Dostaną rolę chóralną. Będą mówiły razem. Słaby głosik Wiesia i Józia łączy się z chórem mówionego tekstu. Ich udział też coś znaczy, oni także potrafią. Dzieci nabierają pewności siebie. Dlatego teatr dziecięcy w Związku Radzieckim specjalny nacisk kładzie właśnie na grę zespołową, która zespala, daje możność wyżycia się dużej ilości dzieci. Bowiem w teatrze dziecięcym nie idzie o to, żeby wyłowić przyszły narybek artystów. Nie idzie tu o selekcję dzieci z  baletami, czy wreszcie o cudowne dzieci. Teatr musi wychować, musi dać możność dziecku do owej ekspresji. Pozatem wartościowy teatr dziecięcy posiada grupę dzieci, które pośrednio grają na scenie. Im również rozdamy role, albo same je rozdzielą. Te dzieci będą zajmowały się sprawą organizacyjną. Będą szyły kostiumy, pomagały w dekoracji, będą prowadziły kasę (pod kierunkiem osoby starszej). Będą to robiły wszystko poważnie, bo to będzie również „rola". Bo my ludzie dorośli nazywamy to pracą, obowiązkami, kłopotami - dzieci naśladują starszych, inscenizują, grają. A więc cała plejada dzieci przygotuje przedstawienie bez udziału artystów zawodowych.
A ostateczny wynik - to występ. Widownia. Dzieci, które odbierają wrażenia - impresja. Te dzieci z widowni będą w przyszłym przedstawieniu miały role, będą grały. I znów nie wybierzemy sztuczki, ani bajki o czarownicy, ale odrzucimy pokutujące przyzwyczajenie do teatru w formie sztuki mającej w sobie intrygę teatru, w którym oprócz wrażeń słuchowych i wzrokowych, zostają zaspokojone sfery emocjonalne. Będziemy inscenizować. Bo powtarzam: teatr musi być czynnikiem pogłębiającym wychowanie. Teatr musi posiadać wartości twórcze, w budowie psychiki i kształtowania się osobowości dziecka.